Kuroko no Basuke Fan Fiction Wiki
Advertisement

Rozejrzałem się po boisku. Dorian próbował wytrącić piłkę największemu graczowi Tokage, ale bez skutecznie. Był bardzo szybki. Nie mogłem się przełamać, po raz pierwszy się zawahałem. Trener krzyczał do mnie z daleka: Luke, biegniij!!! Ja niestety nie mogłem, coś się we mnie zablokowało. 


Mijało pierwsze dwadzieścia minut gry. Dorian również nie dawał rady. Cholera jasna, co się z nami dzieje! Złapałem się za tors i nagle coś mnie ukuło. Wyjąłem dziwną igłę, a na jej końcu przyczepiona była jakaś malutka kuleczka z jakimś zielonym płynem. Nagle zacząłem ożywać. Sprawdziłem czy większość Królewskich nie ma dziwnej substancji i zawołał Doriana.

- Słuchaj, te Jaszczurki maczają palce w chemii.

- E... Luke, skup się. Jesteśmy na boisku, nie w szkole.

- Nie oto chodzi! - krzyknąłem i wyjąłem z torstu Doriana igłę i stuknąłem kulką na końcu igły w czoło Doriana. 

- Co to jest?? Auć...

- Jakaś substancja... Która, no zresztą sam się domyśl. Sprawdź czy pozostali nie mają tej igły, ja zajmę się Jaszczurkami. .ska patrząc na kapitana Tokage. Uśmiechał się, ale ja nie byłem taki uśmiechnięty. Grali nie fair!!

Zaszarżowałem na kapitana wytrącając mu piłkę, pobiegłem kozłując piłkę do kosza, podskoczyłem i zrobiłem efektowny wsad obracając się o 720 stopni. Zrobił to kiedyś pewien koszykarz, niestety nie pamiętam kto to był. Wiem, że był to również Michael Jordan, ale pomińmy powrót do przeszłości. Przez parę sekund wisiałem trzymając się obręczy, aż w końcu ją puściłem. Wróciłem na swoje miejsce. Dwanaście do siedmiu.

Tokage zaczęli od kosza. Dziwne, bo nie radzili sobie tak jak na początku, kiedy wsadzili nam te igły. Widocznie są cieńcy jak naleśniki z dżemorem. 

Mei odebrała piłkę niskiej dziewczynie z Tokage i podała do Adriana. Adrian rozejrzał się i podał prze nogi do Matiego, Mati od razu do Doriana, który skoczył. Był za blisko kosza, więc rzucił za siebie do mnie, ja podskoczyłem wcześniej i zrób zrobiłem wsad. Powtórzyliśmy ruch, który trenowaliśmy na naszej hali. Dwanaście do dziewięciu. Szansę na wygraną Tokage znacznie się zmniejszyła.


Zadzwonił dzwonek na przerwę.

- Co się z wami działo??? - zdziwił się trener. - Luke!

- Tokage maczają palce w jakichś substancjach. Wbili nam te igły w tors, to pogorszyło naszą formę, ale jest już lepiej.

- Ale to jest gra nie fair, i oszustwo! Muszę to zgłosić do sędzi!! 

- Spokojnie, panie trenerze. Niech pan sobie daruje. My załatwimy tych żółtodziobów w kosza i odechce im się takich rzeczy, ok?? - uśmiechnąłem się. Trener również i kazał nam się czegoś napić. Szybko sięgnąłem po butelkę z wodą i wypiłem połowę.

Zadzwonił dzwonek. Msimy wracać do gry. Mati zaczął dryblować, potem podał do Mei, która rzuciła piłkę prosto do kosza parę metrów od niej. Trzy punkty! Dwanaście do jedenastu!

Tokage było w tarapatach. Wysoki rudy japończyk podał do najwyższego i ten rzucił do kosza. Piętnaście do jedenastu.

Cholera jasna! - krzyknąłem w myślach. Tak nie może być!


Mei rzuciła do Adriana, Adrian odegrał do Mei, Mei do Matiego, Mati do Adriana, Adrian do mnie. Pobiegłem w kierunku kosza, aż przede mną pojawił się koszykarz z Tokage. Podałem Dorianowi, który rzucił piłkę nieco dalej od kosza. Jeden z Jaszczurek chciał ją odebrać, ale złapałem ją jedną ręką, i podałem przez nogi Dorianowi cały czas będąc w powietrzu. Dorian uśmiechnął się i wykonał wsad. Piętnaście do trzynastu. 

Gra przebiegła po naszej myśli. Jest teraz remis - Piętnaście do piętnastu. Akurat jestem w posiadaniu piłki, więc bez zastanowienia rzuciłem ją do kosza mimo, że Dorian chiał żebym mu ją podał. Piłka krążyła wokół obręczy. Dorian był przygotowany, aby przytrzymać, żeby nie wypadła, ale po paru sekundach ona wleciała do obręczy kończąc mecz Osiemnaście do piętnastu dla Royiaru!!

- Tak! - krzyknąłem klęcząc i patrząc w sufit hali. - Świetnie!!!

Trener zaczął tańczyć, byłem zdziwiony patrząc na niego, ale dobrze, że się cieszy. 

Dorian przybił mi piątkę łapiąc moję rękę i podnosząc w powietrzu.

- To ten gościu, ten gościu!!! - krzyknął uradowany. 

Wszyscy zaklaskali, czułem się nieźle, naprawdę nieźle... 

- Sory, że ci nie podałem...

- Ok, nic nie szkodzi. Gdybyś mi podał to i tak wygralibyśmy o jeden punkt mniej.

- Hah... To co... idziemy wszyscy na pizzę?? - zaproponował trener.

- Oczywiście! - odpowiedzieliśmy i wszyscy zmierzyliśmy do wyjścia z boiska.

Advertisement