Kuroko no Basuke Fan Fiction Wiki
Advertisement

1 września. Dzień, w którym niestety kończy się najpiękniejszy czas w życiu ucznia - wakacje, i zaczyna się ten... gorszy czas, czyli szkoła. Dziwnie cieszyłem się z tego dnia, ponieważ zaraz po szkole, razem z Dorianem idziemy zagrać w kosza na tym fajnym boisku niedaleko mojego domu. Zadzwonił mój najwiekszy wróg - budzik i musiałem w końcu wstać z łóżka co było dla mnie najtrudniejsze. Pobiegłem do mojej łazienki, wziąłem szybki prysznic, ułożyłem włosy, ubrałem się w mundurek (którego nie nawidziłem) i wybiegłem z pokoju do kuchni. Zabrałem coś zimnego do picia, pieniądze, torbę i wybiegłem z domu zamykając go na klucz, ponieważ moi rodzice późno dzisiaj wrócą z prac. Pobiegłem szybko na przystanek, ponieważ kierowca autobusu już stał czekając na mnie.

- No w końcu! Dłużej nie mogłeś? - zapytał kierowca.

Straszny z niego burak, oczywiście jak każdy kierowca autobusów, ale postanowiłem to znieść. Wszyscy się na mnie dziwnie patrzyli, jakbym był jakimś kosmitą. Usiadłem koło Doriana, który machał do mnie jeszcze kiedy biegłem do autokaru. 

- Siema! - przybiłem mu żółwika. - To jak? Po szkole na boisku do kosza? - zapytałem.

- Oczywiście! Musimy jeszcze obczaić szkołę. Żebyśmy rugiego dnia nie szwędali się po szkole, aby znaleźć odpowiednią salę, ok?

- Ech... - westchnąłem. - Nigdy nie chodzę po szkole, kiedy mogę już jechać do domu. 

- Zrób dzisiaj wyjątek. Może znajdziemy jakąś halę.

- Ok, ok... Niech Ci będzie.

- Mamy do szkoły pół godziny. Obudź mnie jak będziemy na miejscu. - rzekł Dorian i oparł się o szybę.

Wyjąłem słuchawki i telefon i zacząłem słuchać muzyki, która zawsze wytrącała mnie z rzeczywistości. Zamknąłem oczy i w myślach powtarzałem tekst piosenki. Nawet nie zauważyłem, że od minuty jesteśmy na miejscu. Szturchnąłem Doriana, a ten podskoczył. 

- Dobra, chodźmy, bo jeszcze pojedziemy z kierowcą, a tego nie chcę. - powiedziałem i wyskoczyłem z autokaru. Dorian podbiegł do drzwi i spojrzał za okno.

- Lel, fajna ta szkoła.

- Nooooo! - zgodziłem się. Szkoła była bardzo nowoczesna. Z zewnątrz w ogóle nie było widać przez te szyby, ale w środku możnabyło zobaczyć wszystko. Zobaczyłem na dach drzewo. Prawdopodobnie są tam jakieś dziedzińce, albo jakiś park, lub ogród.

Wszedłem do budynku i rozejrzałem się dookoła. Było tam wiele uczniów. Ci umięśnieni, kujoni, nerdy, tzw. Jenniferki - czyli dziewczyny w trzy-czteroosobowych grupach, i inni. My postanowiliśmy podejść do ogromnej sali gimnastycznej, gdzie odbędzie się rozpoczęcie roku. Na scenie stał dyrektor - pan Yamaka, całkiem przyjemny gość. Usiadłem koło blondwłosej dziewczyny, Dorian obok mnie. Szepnąłem do niego:

- Ej, ile my będziemy tutaj siedzieć?

- Nie wiem, godzinę?

Godzinka minęła bardzo szybko. Wszyscy zaczęli biec do drzwi wyjściowych, oczywiście niektórzy się potknęli co przeszkodziło innym wyjść. Luke stuknął Doriana w ramię i wskazał palcem na drzwi ewakuacyjne. Dorian uśmiechnął się i kiwnął głową. Wybiegliśmy obaj i okrążyliśmy całą szkołę, aż w końcu trafiliśmy na nasz autobus. Pod autobusem stał pan Yamaka, który uśmiechnął się do nas i rzekł:

- Dzień dobry, chłopcy.

- D-dzień dobry. - odpowiedzieliśmy. 

- Coś przeskrobaliśmy? - zapytałem.

- Nie, nie... Ja tylko chcę wam dać plan lekcji na cały tydzień. Jutro macie z rana dwie godziny wolne, więc jeśli chcecie, możecie pograć w piłkę nożną, koszykówkę, albo w ręczną na naszej hali.

- Dziękujemy. Na pewno zagramy! 

Pan Yamaka uśmiechnął się i odszedł.

- Dziwne, że dyrektor dał nam plan lekcji. - powiedziałem.

- Może to nasz wychowawca. A właśnie... Do której klasy idziesz?

- Ja idę do C.

- Oooo! Ja też.

- To nice! Będziemy mieli razem WF i rozwalimy wszystkich. - powiedziałem.

- A jak. - odparł Dorian i wszedł do autobusu.

Kiedy po pół godzinach jazdy w końcu kierowca zatrzymał się na naszym przystanku. Pobiegłem na podwórko zabrać piłkę do koszykówki i pobiegliśmy na boisko.

Advertisement